Refleksologia jest moją pasją od kilkunastu lat. Stale swoją wiedzę pogłębiam, ponieważ po części wymaga też tego ode mnie mój organizm. Dziś przedstawię swoją walkę z udarami, których ostatnio doświadczyłam, a które są coraz częstszym zjawiskiem w naszym społeczeństwie.
Pierwszy udar niedokrwienny (końcowy werdykt lekarzy) miałam w listopadzie 2005r. Ale, wtedy jak trafiłam do szpitala pierwotnie podejrzewano mnie o guza mózgu. Gdy tylko dowiedziałam się o lokalizacji problemu postanowiłam sobie pomóc najlepiej jak umiem. Jestem przecież refleksologiem z dużym doświadczeniem. Ponieważ byłam podłączona do aparatury monitorującej praca na stopach odpadła w przedbiegach. Pozostały dłonie. I na nich się skupiłam.
Pracowałam cały czas raz jeden kciuk raz drugi. Zmiana palców następowała wtedy gdy z bólu robiło mi się słabo .I musiałam chwilę odpocząć Efekt mojej działalności był taki, że obrazy mojego mózgu pokazywane przez rezonans magnetyczny oraz tomografię komputerową zmieniały się jak w kalejdoskopie. Często robiono mi badania i za każdym razem wychodziło coś innego.
Końcowy werdykt lekarzy brzmiał nie guz mózgu jak pierwotnie podejrzewano tylko udar niedokrwienny mózgu i móżdżka, ale dlaczego takie schorzenie wystąpiło oczywiście nie postawiono diagnozy. Po powrocie do domu Szybko wracałam do zdrowia robiłam sobie w tamtych czasach codziennie stopy. I odpoczywałam otoczona troskliwą opieką syna i ówczesnego mojego partnera . Objawy fizyczne minęły wróciłam do wcześniejszej pracy, ale to co spowodowało moje kłopoty ze zdrowiem nie zostało ujawnione. Mój ukryty problem narastał aż się uzewnętrznił w postaci paraliżu prawej ręki, i problemów z pisaniem (składaniem słów na klawiaturze komputera) w listopadzie 2013 r. W szpitalu zajęła się mną ta sama pani doktor co poprzednim razem. I teraz też szybko wracałam do zdrowia, za szybko jak na takie problemy zdrowotne. W pewnym momencie podejrzewano mnie nawet o symulację, aż się przy kolejnym badaniu okazało, że mam tętniaka ze skrzepliną w świetle. W tedy trochę zmieniło się podejście do mnie, ale po jakimś czasie jak już było ze mną całkiem dobrze zostałam wypisana ze szpitala. Objawy zewnętrzne minęły. ale problem narastał i uzewnętrznił się w postaci kolejnych udarów niedokrwiennych niedługo potem bo już 1 stycznia 2014 r. Wtedy pojawiło się dodatkowo duszenie przy piciu jakichkolwiek płynów (udar niedokrwienny rdzenia przedłużonego) lekarze nie mogli zrozumieć jak można połykać jedzenie bez problemu a dusić się przy połykaniu płynów, ale tak było aż wreszcie dostałam jakiś lek na łatwiejsze połykanie bez duszenia się. Trochę później znalazłam miejsce na stopie po rozpracowaniu, którego duszenie się przy piciu znikło a ja wycofałam się z brania tego podobno dożywotniego leku. Ale to nie był koniec Po powrocie do domu (do rodziców), dostałam stresujący telefon i po nim pojawił się postępujący niedowład lewej ręki i lewej strony twarzy
Ci co byli na wiosennych warsztatach na temat stresu wiedzą o tym ponieważ opowiadałam jak mama pracowała wtedy na moich stopach zatrzymując miedzy innymi uciekającą ze mnie energię życia a ja w tym samym czasie pracowałam nad usunięciem stresu z organizmu. I udało się nam ręka wróciła do pełnej sprawności a na twarzy nie pozostały na szczęście żadne znaki po kolejnym tym razem nie zdiagnozowanym udarze niedokrwiennym mózgu Doszłam do siebie i po pewnym czasie wróciłam do swojego domu Miał mi już kto pomagać ponieważ mój partner również wrócił.
Kolejny epizod pojawił się w maju i trwał 10 dni przez które nonstop kręciło mi się w głowie. Czy były to kolejne udary tym razem móżdżka nie wiem. Nie byłam w szpitalu A nie poszłam ponieważ wiedziałam, że nie wypuszczą mnie przed upływem dziesięciu dni a miałam mieć kurs reflekologii twarzy. I udało się Zajęcia się odbyły, a ja czułam się po nich dobrze. Myślę że ciekawi jesteście czym zatrzymałam narastający problem. Zastosowałam wtedy kwas alfaliponowy niektórzy z Was o tym wiedzą
Ale kłopoty z pasmem udarów się i tym razem się nie skończyły. Usuwane były tylko skutki a nie przyczyny.
Ogólnie rzecz biorąc u mnie problem zaczynał się zawsze krwotokami z dróg rodnych i związany był z wielkimi anemiami, potem następowały albo udary niedokrwienne w głowie albo zakrzepowe zapalenie żył. I tym razem było podobnie krwotoki i duża anemia (hemoglobina na poziomie 4,6 a żelazo 7). Ponieważ wyglądało to mało pozytywnie a wiedziałam już z własnej praktyki, że nie chcę kolejnego przetaczania krwi a miałam załatwiony wyjazd do Ustronia zdecydowałam się na wyjazd biorąc pod uwagę, że jak przyjdzie mi umrzeć to przynajmniej w ładnej scenerii. Wyjechać ze mną miał mój przyjaciel, ale życie tak się potoczyło, że nie pojechał, syn odwiózł mnie na miejsce i zostawił w Ustroniu miał wrócić później.
Ja w między czasie walczyłam z dużym powodzeniem z krwotokami i anemią. A mój partner zapadł w śpiączkę i się już z niej nie wybudził. Zmarł W trakcie mojego wyjazdu. Wtedy fizycznie czułam się już całkiem dobrze, (z tym że dostałam kolejną porcję stresu) krwotoki i anemię opanowałam. Wróciłam do Warszawy na pogrzeb przyjaciela. I z powrotem do Ustronia z synem tuż po pogrzebie. I było całkiem dobrze tylko, że stres nadal narastał. W międzyczasie wyrzucono mnie z pracy. I we wrześniu wróciłam kolejny raz do szpitala tym razem z paraliżem lewej strony ciała i noga i ręka i dodatkowo zawroty głowy i czkawka, która potrafiła trwać ciurkiem wiele, wiele godzin czasami przez całą noc. Trochę mnie usprawnili w poruszaniu się i do domu. A tam dostałam kolejne udary tak, że nie mogłam przejść samodzielnie nawet do łazienki. Ale do szpitala nie chciałam wrócić i już nie poszłam. Te ostatnie udary spowodował ten sam problem, który we mnie narastał od wielu lat. Był to oczywiście stres (bolesne wspomnienie komórkowe z dzieciństwa) a potem reaktywowanie dawnego bolesnego wspomnienia już w czasach obecnych.
Aktualnie walczę jeszcze z wieloma fizycznymi problemami, ale pracuję również, a może przede wszystkim nad stresem, który tak naprawdę był przyczyną moich problemów zarówno z udarami, niedowładami w ciele jak i krwotokami i anemią. Być może jak bym pracowała tak jak dzisiaj nad stresem wtedy gdy na którychś tam warsztatach wystąpiłam z tematem „Refleksologia twarzy i głowy oraz „Kod uzdrawiania” wg Aleksandra Loyd’a i Bena Johnson’a”być może tych problemów bym dzisiaj nie miała, ale powiem Wam bardzo ważną rzecz nic nie dzieje się bez przyczyny i może po to przez to wszystko przeszłam, aby się z Wami tą wiedzą podzielić.
dyplomowany refleksolog Urszula Mazurkiewicz