Jakie ostrzegawcze symptomy pojawiały się przed moim pierwszym udarem
Zanim zaistniał mój pierwszy udar niedokrwienny, pojawiały się różne ostrzegawcze symptomy, ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mogą to być znaki że dzieje się coś niedobrego w mózgu. Pierwsza rzecz, na którą tak naprawdę nie zwróciłam uwagi był fakt, że stawiając umyte naczynia na suszarce zawsze trafiałam przed suszarką i nie jedną rzecz w ten sposób potłukłam. Czyli źle oceniałam odległość do suszarki. Może to świadczyć o złej pracy móżdżka.
Druga pojawiła się gdy pracowałam w CNTK i dużo jeździłam w delegacje. Stałam owego dnia na peronie czekając na swój pociąg, gdy poczułam jak peron ucieka mi spod nóg zastanawiałam się wtedy nie co się ze mną dzieje tylko jak ja wsiądę do pociągu gdy przyjedzie mój. Przyjeżdżały pociągi i odjeżdżały a ja wciąż miałam wrażenie wielkiej niestabilności. Ponieważ znam wiele różnych technik wspomagania pracy organizmu, pomogłam sobie stosując jedną z mudr, świat się wypoziomował i wrócił do równowagi. Przyjechał mój pociąg wsiadłam i pojechałam. Moją głową zawładnęły już wtedy inne sprawy i po uciekającym peronie nie pozostało nawet niemiłe wspomnienie.
Po jakimś czasie, może tygodniach może miesiącach może nawet latach, nie pamiętam, zaczęły pojawiać się lekkie zawroty głowy. Zapaliła się wtedy lampka ostrzegawcza. I pomyślałam, że ponieważ w 1982 roku miałam poważny wypadek w górach w czasie, którego najbardziej ucierpiała moja głowa, może ma to coś wspólnego z wcześniejszymi problemami powypadkowymi, dlatego nie zlekceważyłam tych niestabilności tylko udałam się do neurologa. Pani neurolog nie zrobiła mi żadnych specjalistycznych badań poza rutynowymi w gabinecie lekarskim młoteczkiem mimo iż znała mnie z czasów powypadkowych (w warszawskim szpitalu opiekowała się mną i wiedziała że w mojej głowie po wypadku swego czasu był wodniak). Wprawdzie się podobno wchłonął, ale tak naprawdę nikt tego nigdy nie sprawdził.
Dostałam wtedy na zawroty jakiś lek, ale ten zamiast pomóc i spowodować, aby po nim zawroty znikły lub przynajmniej osłabły, nasiliły się jeszcze. Lek odstawiłam a do pani neurolog nadal chodziłam co miesiąc na kontrole. Oczywiście powiedziałam o efektach działania leku przepisanego mi przez nią i to, że go odstawiłam. Nie zareagowała. Bóle i zawroty głowy stały się codziennością. A pani neurolog nie skierowała mnie na nadal na badania rezonansowe czy przynajmniej tomografii komputerowej. W między czasie zmieniłam wiele w swoim życiu. Zmiany te niestety spowodowały duży stres. Do tych zmian doszła jeszcze zmiana pracy. W nowej pracy pracowałam kilka lat zanim pojawiające się zawroty były tak silne, że gdybym nie trzymała się w czasie zawrotów bardzo ciężkiego biurka, na pewno spadłabym z krzesła i nie wiem co by się stało. Po takim ataku pojawiało się odprężenie i przez jakiś czas miałam spokój. Do następnego razu.
Kiedyś jak szłam z dzieckiem na giełdę kamieni poczułam, że nie mogę iść prosto po chodniku i powiedziałam do syna „weź mnie za rękę bo znosi mnie w prawo i za chwilę wyląduję na ulicy”(to też były oznaki nieprawidłowości w pracy móżdżka dzisiaj to wiem wtedy nie byłam tego świadoma). Kontrole u pani neurolog były już wtedy regularne. Do kłopotliwych symptomów dołożyły się jeszcze wymioty. Któregoś dnia czułam się bardzo źle i mój ówczesny partner przyszedł i zabrał mnie z pracy do domu. Po drodze miałam jeden ze swoich ataków zawrotów głowy, ale jakoś sobie poradziliśmy. Z domu zawołaliśmy pogotowie. Mój stan był ciężki. Wymiotowałam, kręciło mi się w głowie a pogotowie mimo iż w tym momencie miałam prawie nie wyczuwalne tętno, i prawie zerowe ciśnienie krwi nie chciało zabrać mnie do szpitala. Położyłam wtedy rękę pani doktor z pogotowia na wybitej w czaszce dziurze pamiątce po wypadku w górach i w końcu jakoś pojechaliśmy. Pogotowie było u mnie już kolejny raz. Poprzednio mnie nie zabrało do szpitala. Na ostrym dyżurze pan doktor neurolog traktował mnie raczej jak symulanta a nie chorego. W końcu po wielu godzinach czekania „wkurzyłam się” i znów położyłam dłoń lekarza na dziurze w swojej głowie. Pan doktor natychmiast wysłał mnie na tomografię komputerową a potem szybko na „udarową salę”. Ponieważ wyglądałam normalnie a na „udarowej sali” nie było miejsca dziewczyny (pielęgniarki) położyły mnie w normalnej sali. Jak to zobaczył lekarz tak się zdenerwował, że jakby mógł wszystkie pielęgniarki zwolniłby z pracy bez zastanowienia za nieposłuszeństwo. I miejsce na „udarowej sali” znalazło się natychmiast. I tak dziura w czaszce pamiątka po wypadku w górach otworzyła mi drzwi do szpitala a wcześniej ułatwiła mi zabranie mnie przez pogotowie ratunkowe do szpitala. I co było dalej.
Pierwotnie podejrzewano mnie o guza mózgu. Gdy tylko dowiedziałam się o lokalizacji problemu postanowiłam sobie pomóc najlepiej jak umiałam. Jestem przecież refleksologiem z dużym doświadczeniem. Ponieważ byłam podłączona do aparatury monitorującej praca na stopach odpadła w przedbiegach. Pozostały dłonie. I na nich się skupiłam. Ponieważ refleks głowy znajduje się na opuszkach kciuków tam też szukałam wrażliwych i bolesnych złogów. Po ich odnalezieniu.
Skuteczność działania refleksologii na dłoniach
pracowałam cały czas raz na jednym kciuku raz na drugim. Zmiana palców następowała dopiero wtedy gdy z bólu robiło mi się słabo i musiałam chwilę odpocząć.
Pamiętajcie tylko jedno to ja sama a nie nikt inny odpowiadałam za to co robiłam. I za efekty mojej działalności także. A były takie, że obrazy mojego mózgu pokazywane przez rezonans magnetyczny oraz tomografię komputerową, które teraz robione były bardzo często zmieniały się jak w kalejdoskopie. Za każdym razem wychodziło coś innego. Po jakimś czasie widocznie zagrożenie spowodowane guzem zmalało na tyle, że przeniesiono mnie na zwyczajną salę i wtedy mogłam już normalnie chodzić i pracować na swoich stopach. Pracowałam wtedy także na stopach koleżanek doli i niedoli i wtedy też pierwszy raz spotkałam osobę chorą na stwardnienie rozsiane. Opisałam to w którymś z artykułów.
Reasumując dzięki pracy refleksologią na swoich kciukach przez każdą wolną chwilę usunęłam ze swojego mózgu guza, który powodował zawroty głowy, jej bóle oraz wymioty. Tak zareagował mój organizm na pracę na refleksach mózgu i móżdżka. W końcu gdy zostałam wypisana ze szpitala wyrok brzmiał dwustronne wielomiejscowe udary niedokrwienne mózgu i móżdżka.
Widzicie więc, że refleksologia potrafi „czynić cuda” bo jak inaczej można nazwać to co było moim udziałem, ale powtórzę jeszcze to raz ja sama brałam odpowiedzialność za własne życie i zdrowie. Nikt inny. Poza tym poddałam się działaniom lekarzy a refleksologia była tylko dodatkiem. Jak się okazało bardzo ważnym i skutecznym.
Zwróćcie jednak uwagę, że zanim wystąpiły sytuacje zagrażające życiu pojawiło się również wiele wcześniejszych symptomów świadczących że dzieje się coś niedobrego w mojej głowie. Fakt miałam nieszczęście, że lekarz do, którego się udałam po pomoc potraktował mnie jak symulanta. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Czasami trafiamy na lekarza z prawdziwego zdarzenia, który otoczy nas właściwą opieką.
Ważne!
I gdy nie wiemy czy to co się dzieje z nami jest normalne czy wskazuje na niepokojące symptomy należy szukać pomocy u specjalisty i chyba nie u jednego gdy mamy wątpliwości.
Pozdrawiam
dyplomowany refleksolog Urszula Mazurkiewicz